Polindtrip #0 - z rocznym dzieckiem do Indii? Czy wy upadliście na głowę?



Nie każdy z was wie, dlaczego porwaliśmy się na wyjazd do Indii. Pomysł brzmiał na szalony: dziecko roku nie skończyło, wyjazd w tropiki, dom teściów nie wybudowany do końca (jak przyjechaliśmy to jeszcze nie było okien), życie finansowo prawie że pod kreską i wszystkie oszczędności na wyjazd?

Rodzina jest bardzo ważna

Powód, który zaważył na wyjeździe był konkretny. Szpiczak mnogi. Rokowanie nie za ciekawe, przewidywane od kilku miesięcy do maksymalnie dwóch lat życia. Teść, lat 63 - nie widział ani synowej, ani wnuka, obaj jego synowie są daleko za granicą. Uznaliśmy, że warto, bo gdyby nie to, to moglibyśmy żałować długo. Kto wie? Ściągnęliśmy jeszcze na dwa tygodnie Sijo, brata mojego męża, żeby święta były w pełnym składzie. I pojechaliśmy.

Od wyjazdu minęło już pół roku. Czy było warto? Było. Mimo że ledwie zdążyłam napisać inżynierkę tak, by dostać się na studia magisterskie i stresu z tym było co niemiara. Oraz mimo że oszczędności zostały wymiecione. A także pamiętając wszystkie trudności podróży i pobytu, powtórzę: absolutnie było warto.

Wyjazd był niesamowity. Za jednym zamachem spełniliśmy mnóstwo marzeń: teściów, szwagra, naszych.. Moich to chyba najwięcej, bo był pierwszy lot samolotem (i to na inny kontynent!), Indie, poznanie rodziny i jeszcze parę innych rzeczy, o których wam opowiem.

O czym będzie seria Polindtrip?

A jest na co czekać. Bo chcę wam opowiedzieć o podróży z (jeszcze) niemowlakiem, a potem już roczniakiem, o niespodziance jaką zrobiła nam (a właściwie Michaelowi) załoga Quatar Airways, o tym dlaczego nie chcieli mnie w prawie żadnym hotelu, o pierwszej kolacji na świeżym powietrzu i tym co się stało ostatecznie z przepysznym Chicken Biryani, o pierwszym spotkaniu z rodziną, które przebiegło zupełnie inaczej niż się spodziewałam, o pierwszych nie do końca przespanych nocach i towarzyszących im odgłosach, o indyjskich zaręczynach, w których mogłam uczestniczyć już drugiego dnia po przyjeździe, o tym jakie wrażenie zrobili na mnie indyjscy katolicy i ich msza święta w wyjątkowym rycie o nazwie Syro-Malabar, i jeszcze o paru innych rzeczach, które będę się starała ubrać w słowa, co może się okazać nie takie proste.

___
Na zdjęciu widok z okna teściów.

You Might Also Like

0 comments