O nas
Trochę o mnie
Żona Indianina, matka Polindusa lub, jak kto woli -
Indpolana, studentka. Ciekawa świata. Głównie tego świata, który mam pod nosem,
ale czasem zahaczę o jakieś kwarki albo czarne dziury. Po paru latach udręki
swojej i otoczenia w końcu trafiłam na dobry tor i cieszę się życiem.
Trochę o nas
Poznaliśmy się w niesamowitej czeluści Internetu, na
stronie, która już nie istnieje – a szkoda, bo do nauki języków była przydatna.
Szybko się zakochaliśmy, szybko się zaręczyliśmy, szybko pobraliśmy i szybko
się nie poddamy. To tak po europejsku. Po indyjsku to trochę nam to zajęło. W
końcu tam rodzice szukają męża/żony i ślub bierze się w dwa miesiące. Może nie
zawsze, ale często.
Trochę o Indianinie
Jest katolikiem z Indii. Zanim się poznaliśmy to spędził tam
całe życie. Co prawda zawsze go ciągnęło do cudzoziemców i z kim się dało
zawierał przyjaźnie, ale mimo wszystko jak tu przyjechał to przeżył duży szok
kulturowy. No i ja też.
Dlaczego „Indianin”?
„O, Indianin!” – to był pierwszy i chyba jak dotąd jedyny
rasistowski żart, który mnie miło rozbawił. No.. bo nie rasistowski. O rasie
czyli co.. rasowy? „Rasowy żart” jako sformułowanie też już zmienia znaczenie.
Ale wiecie o co chodzi. Gdyby nie pomyłka pana Krzysia Kolumba to byłoby po
sprawie, nikt nie głowiłby się nad jakimiś Hindusami/hindusami/Indusami i
różnicami między tymi zwrotami. Więc w związku, że hAmerican Dream mnie nie
dotyczy to udam, że całego zamieszania nie było i będę pisać „Indianin”.